Pakiet klimatyczny – kto na nim skorzysta?

17 grudnia 2008 roku Parlament Europejski przyjął w pierwszym czytaniu tzw. pakiet klimatyczny. Zapisy pakietu zobowiązują państwa członkowskie Unii Europejskiej między innymi do tego, aby do roku 2020 zmniejszyły emisję dwutlenku węgla do atmosfery o 21% w stosunku do poziomu z 2005 roku.

Orędownicy pakietu klimatycznego starają się przekonać opinię publiczną, że ocieplenie klimatu jest spowodowane nasilaniem się efektu cieplarnianego na skutek wzrostu stężenia dwutlenku węgla w atmosferze, i że owo stężenie rośnie w wyniku działalności człowieka – zwłaszcza przemysłowej i motoryzacyjnej. Trzeba podkreślić, że twierdzenie o nasilaniu się efektu cieplarnianego jest hipotezą, a więc przypuszczeniem i nie ma na to przypuszczenie – jak zresztą na każde inne – jednoznacznych dowodów. Nieprzekonani o zgubnym wpływie emisji przez człowieka dwutlenku węgla na klimat Ziemi zwracają chociażby uwagę na okresowość zjawisk pogodowych. Analiza pomiarów meteorologicznych, zapisów kronikarskich i innych źródeł historycznych wykazuje bowiem, że w dziejach Ziemi występują naprzemiennie długotrwałe okresy cieplejszego i chłodniejszego klimatu. Na przykład na Grenlandii uprawiano w średniowieczu jęczmień. Potem zaniechano tego ze względu na ochłodzenie klimatu. Dziś kiedy temperatura na Grenlandii rośnie, znowu zakłada się tam próbne uprawy jęczmienia.

Brak jednoznacznych dowodów potwierdzających opinię nie musi oznaczać, że jest ona fałszywa. Załóżmy dla potrzeb dalszych rozważań prawdziwość hipotezy o nasilaniu się efektu cieplarnianego wskutek aktywności człowieka.

W 2005 roku państwa członkowskie Unii Europejskiej wyemitowały do atmosfery około 4,3 mld ton dwutlenku węgla. Jak już wcześniej wspomniano Pakiet Klimatyczny obliguje państwa UE, aby zmniejszyły swoją emisję o 21% w porównaniu do poziomu z roku 2005 – czyli o 0,9 mld ton dwutlenku węgla. Ogólnoświatowa emisja dwutlenku węgla w wyniku działalności człowieka wynosiła w 2005 roku około 28,5 mld ton. Zatem wydzielanie dwutlenku węgla do atmosfery spadnie w następstwie wprowadzenia pakietu klimatycznego o około 3% w stosunku do poziomu światowej emisji z 2005 roku. Stanie się tak oczywiście pod warunkiem, że reszta świata w 2020 roku nie będzie wytwarzała więcej dwutlenku węgla niż w roku 2005, co jest raczej wątpliwe. Istnieje wprawdzie międzynarodowe porozumienie w sprawie ograniczenia emisji dwutlenku węgla, w postaci Protokołu z Kioto powstałego pod auspicjami ONZ, jednak za złamanie jego postanowień – w przeciwieństwie do pakietu klimatycznego – nie grożą żadne konsekwencje finansowe. Nadto ratyfikacji protokołu z Kioto odmówiły Stany Zjednoczone – jeden z największych emitentów dwutlenku węgla na świecie no i przede wszystkim czołowe mocarstwo. Ów fakt znacznie obniża rangę Protokołu z Kioto, wpływając na postawę państw, które ten dokument ratyfikowały ale jest im on nie na rękę. ,

Wróćmy jednak do pakietu klimatycznego. Czy ewentualny 3-procentowy spadek emisji, jaki da wdrożenie jego zapisów w roku 2020, zahamuje znacząco nasilanie się efektu cieplarnianego? Śmiem w to wątpić, jakkolwiek jestem laikiem w dziedzinie klimatologii. Żywię natomiast przekonanie graniczące z pewnością, że są tacy, którzy na pakiecie klimatycznym nieźle zarobią.

Pakiet klimatyczny wprowadza stopniowo płatne pozwolenia na emisję dwutlenku węgla do atmosfery. W związku z tym kraje w których dominuje energetyka konwencjonalna, na przykład węglowa, będą musiały kupować odpowiednio dużą liczbę uprawnień do emisji. Spowoduje to wzrost cen energii w państwach o przewadze energetyki konwencjonalnej. Jeżeli w omawianych krajach wzrosną ceny energii, to pójdą tam również w górę ceny większości towarów i usług, co obniży ich atrakcyjność na rynkach wewnętrznych i zagranicznych. Zwiększy się tym samym konkurencyjność dóbr wytwarzanych w państwach uzyskujących energię bez wydzielania dwutlenku węgla do atmosfery.

Tak się akurat składa, że będąca głównym promotorem pakietu klimatycznego Francja 78% energii wytwarza w siłowniach jądrowych, które jak wiadomo dwutlenku węgla nie emitują.

I tu nie żegnając się z sympatyczną Francją wchodzimy na nasze podwórko, bo właśnie Polska przeszło 90% energii elektrycznej uzyskuje w konwencjonalnych procesach spalania – przede wszystkim węgla kamiennego i brunatnego. Polska jest więc przykładem kraju, który będzie musiał nabywać dużo pozwoleń emisyjnych. Wprawdzie premier Donek przekonuje, że wynegocjował dla Polski korzystniejsze warunki pakietu w stosunku do pierwotnych drakońskich założeń, które skutkowałyby nawet 90-procentową podwyżką cen prądu, że w ramach tych wynegocjowanych warunków uzyskał dla nas 60 mld zł funduszy na dostosowanie polskiej energetyki do wymagań pakietu. Jednak nie wiadomo dokładnie czy są to rzeczywiste wpływy, czy też płatności za pozwolenia na emisję, które będą nam anulowane. Oby nie było z tymi bonusami dla Polski w pakiecie klimatycznym jak wcześniej z traktatem nicejskim – też miał nam zapewnić „niezwykle korzystne” warunki, a wyszło jak zwykle.

Jest oczywiste (przynajmniej dla Polaków), że Polska winna posiadać system energetyczny zapewniający wystarczalną produkcję, opłacalność oraz zachowanie równowagi ekologicznej. Mniej oczywista jest odpowiedź na pytanie jakie konkretne rozwiązania spełnią te kryteria.

Jakie korzyści i jakie zagrożenia – oprócz rzekomego ocieplania klimatu – wynikają z faktu, że tak dużą część energii uzyskujemy w Polsce z węgla kamiennego i brunatnego?

Zasoby węgla kamiennego na obszarze Polski ocenia się na około 43,1 mld ton, zaś węgla brunatnego na 13,6 mld ton. Po uwzględnieniu średnich wartości opałowych węgla kamiennego i brunatnego (odpowiednio: 23 GJ/tonę i 14,25 GJ/tonę) wynika że dysponujemy 1,2 biliona GJ energii zawartej w tych kopalinach. W 2006 roku zużyto w Polsce 83,7 mln ton węgla kamiennego oraz 60,8 mln ton brunatnego, co w przeliczeniu na energię daje 2,8 mld GJ. Gdyby zatem krajowe zużycie węgla kamiennego i brunatnego utrzymywało się na poziomie z 2006 roku i eksploatowalibyśmy wspomniane surowce wyłącznie dla potrzeb gospodarki własnej, wówczas starczyłoby nam tych kopalin na przeszło 400 lat. Załóżmy jednak, że wydobycie w Polsce węgla brunatnego i kamiennego będzie dwukrotnie większe, choćby ze względu na eksport. W takim przypadku starczy nam węgla na przeszło 200 lat. 200 lat to tyle czasu ile upłynęło od okresu napoleońskiego do chwili obecnej. , , , ,

Ciąg dalszy w nastepnym poście

Ciąg dalszy poprzedniego postu

Zdawałoby się więc, że węgiel jeszcze dość długo będzie surowcem paliwowym, który ze względu na krajowe pochodzenie nie stanie się narzędziem wycelowanego w nas szantażu energetycznego – takim narzędziem jakim jest np. gaz ziemny w rękach rosyjskich oligarchów. Owe nadzieje w świetle pakietu klimatycznego stają się jednak złudne, bo chociaż nie jesteśmy przedmiotem jawnego szantażu energetycznego, to jest na nas wywierana – by użyć delikatnego sformułowania – presja rzekomo-ekologiczna, co w ostatecznym rezultacie mniej więcej na jedno wychodzi.

Siłą rzeczy nasuwa się myśl o energetyce atomowej jako alternatywie dla przynajmniej części siłowni węglowych w Polsce. Prowadząc te rozważania natrafimy na kolejny ciekawy zbieg okoliczności tyczący się Francji, która tak intensywnie forsuje pakiet klimatyczny. A mianowicie ojczyzna męża Carli Bruni, prócz tego o czym była mowa wcześniej, jest również potentatem w produkcji reaktorów atomowych. Zresztą media donosiły, że Sarkozy podczas pobytu w Polsce z okazji jubileuszu Nobla dla Lecha Wałęsy, miał zachęcać Tuska – naturalnie poza protokołem – do zakupu francuskich reaktorów atomowych.

Scharakteryzowane wcześniej duże zasoby energii w postaci węgla jakie posiada Polska nie są mimo wszystko aż tak obfite byśmy czuli się zwolnieni od myślenia czym je uzupełnić lub zastąpić. Dlatego opcję energetyki jądrowej należałoby rozważać także wówczas gdyby nie wymierzono w nas pistoletu klimatycznego. Zaistniałe obecnie powiązanie kwestii budowy w Polsce siłowni nuklearnych z pakietem klimatycznym podniesie prawdopodobnie koszty inwestycji atomowych, jeżeli dojdą one do skutku. Zgodnie z prawem popytu-podaży im większe jest zapotrzebowanie na określone dobro tym wyższa jest cena jaką może uzyskać sprzedawca tego dobra. Zatem wszystko wskazuje, że producenci reaktorów atomowych – na przykład Francja – zażądają od Polski wyższych cen mając świadomość, że zakupy pozwoleń na emisję dwutlenku węgla będą nas kosztowały jeszcze więcej.

W planach Polski na najbliższe lata jest podobno budowa dwóch elektrowni jądrowych o łącznej mocy 6 GW. Sumaryczny koszt tych inwestycji ocenia się na minimum 15 mld euro, to jest mniej więcej tyle ile wynoszą 6-letnie dochody stołecznej Warszawy. Jeżeli jednak wykonawcy wiedząc o naszej klimatyczno-emisyjnej zagwozdce zażyczą sobie ceny – dajmy na to – o 5% wyższej to będziemy musieli dopłacić jeszcze 750 mln euro. Te 750 mln euro to równowartość Stadionu Narodowego na Mistrzostwa Europy w 2012 roku, albo 90 zbiórek pieniężnych podczas finałów Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. , , ,

Zwolennicy siłowni nuklearnych wysuwają argument o rzekomo niskich kosztach energii wytwarzanej w reaktorach atomowych. Porównajmy więc jak kształtują się ceny prądu w Polsce oraz we Francji, która – przypomnijmy – przeszło trzy czwarte energii produkuje w elektrowniach jądrowych.

Eurostat podaje, że na początku 2007 roku cena brutto energii elektrycznej dla gospodarstw domowych wynosiła w Polsce 11,84 euro za 100 kWh, a we Francji 12,11 euro. W tym samym czasie 100 kWh dla odbiorców przemysłowych w Polsce kosztowało 5,93 euro brutto, a dla odbiorców przemysłowych we Francji 5,87 euro. Wobec tego ceny prądu w „węglowej” Polsce i w „atomowej” Francji na początku 2007 roku były do siebie zbliżone.

Sytuacja w pierwszym półroczu 2008 roku była już zasadniczo odmienna. Chociaż ceny brutto energii elektrycznej dla odbiorców indywidualnych w obu państwach nadal niewiele się różniły (Polska – 12,59 euro za 100 kWh, Francja – 12,13 euro), to jednak cena 100 kWh energii dla odbiorców przemysłowych w Polsce (8,81 euro brutto) była już o przeszło 37% wyższa od tej jaką płacili francuscy przedsiębiorcy (6,41 euro). Ów potężny wzrost kosztów za prąd dla polskiego przemysłu stał się możliwy w wyniku uwolnienia 1 stycznia 2008 r. cen energii dla odbiorców korporacyjnych. Niebagatelną przyczyną ekonomiczną tego wzrostu były nabierające realnych kształtów zapowiedzi odpłatności za emisję dwutlenku węgla, które ziściły się w przyjętym przez Europarlament pakiecie klimatycznym. Nawet jeżeli pakiet klimatyczny jest pretekstem dla krajowych wytwórców energii do podnoszenia cen, to nie byłoby tego pretekstu gdyby nie pakiet. ,

Z powyższych faktów wynika, że pakiet klimatyczny nim jeszcze wszedł w życie, już zaszkodził polskiej gospodarce.

Szukając odpowiedzi na pytanie czy budować w Polsce siłownie atomowe warto wiedzieć jaka jest wystarczalność złóż uranu, będącego obecnie podstawowym surowcem z którego produkuje się paliwo do reaktorów. Według danych World Nuclear Association zasoby, które opłaca się wydobywać wynoszą 5,5 mln ton uranu, natomiast roczne zapotrzebowanie kształtuje się na poziomie 65 tys. ton. Jeśli zatem zapotrzebowanie na uran utrzymywałoby się na tym samym poziomie wówczas powinien on być dostępny jeszcze przez około 80 lat. W porównaniu z przedstawioną wcześniej wystarczalnością krajowych złóż węgla, perspektywa wyczerpania opłacalnych złóż uranu nie jest więc odległa, a jeżeli zdecydujemy się na siłownie atomowe będziemy uzależnieni – przynajmniej w najbliższym czasie – od zasobów zagranicznych, bo na terenie Polski nie ma w tej chwili kopalni uranu.

My Polacy wielokrotnie w swojej historii byliśmy nabijani w butelkę, częstokroć nie bez własnego udziału. Od konferencji jałtańskiej była to ordynarna ruska flasza. Dobywający się z jej wnętrza wyziew gazu ziemnego mdli nas po dzień dzisiejszy. Jeszcześmy z tej flachy na dobre wyszli, a dajemy się znowu wpakować. Tym razem w elegancki francuski pakiecik – „klimatyczny”.

Witam.

Wybory samorządowe tuż tuż. Wielu z nas prawdopodobnie ma już swoje typy jeśli chodzi o Radę, ale czy każdy ma już kandydata do Sejmiku Wojewódzkiego? Chciałbym przedstawić kandydaturę Krystyny Szkutnik.

To absolwentka WSP w Rzeszowie 1982 (mgr nauczania początkowego).
Członek Stowarzyszeń Solidarność Walcząca i Porozumienia Organizacji Niepodległościowych. Aktywny działacz opozycji antykomunistycznej w PRL-u.
Obecnie współwłaściciel Antykwariatu "Akcesâ", od 2001 właściciel Księgarni
Akademickiej w Jarosławiu.

Jak sama mówi jej priorytetem obecnie jest działalność w zakresie kultury,
edukacji i sportu. Nie obiecuje, że zbuduje mosty, czy autostrady, bo jeden radny tego zrobić nie może. Ale mogą to zrobić ludzie wykształceni, dlatego edukacja jest tak ważna. Jej domeną nie jest obiecywanie gruszek na wierzbie, a rzetelna praca na rzecz rozwoju kultury i nauki w Regionie. Chce robić to, na czym się zna, co jest jej bliskie i bliskie wielu, zwłaszcza młodym osobom.

Dostrzega problemy związane min. z niedofinansowaniem muzeów i bibliotek publicznych. Widzi konieczność wspierania inicjatyw kulturalnych i sportowych.

Więcej na jej stronie: www.Krystyna-Szkutnik.pl

Do Sejmiku Wojewódzkiego startuje z listy Przymierza Narodu Polskiego, które
widzi wiele błędów i niepowodzeń transformacji ustrojowej, nie przyjmuje bezmyślnie ustaleń Okrągłego Stołu, nie zgadza się z „Magdalenką”.

Warto zajrzeć: Przymierze Narodu Polskiego

Krystyna Szkutnik

Okręg Wyborczy nr 1

Lista 7 pozycja 2

Napisz komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Top